Jutro zaczyna się kolejny weekend, a ja jeszcze nie opisałem
tego, co działo się w minioną niedzielę… J
Będzie trochę przydługawo. Mam nadzieję, że czytelnicy wykażą się
cierpliwością!
W sobotę zaplanowaliśmy, że z kilkoma osobami z Polski
niedzielne popołudnie spędzimy na plaży w Limassol, tak aby przy okazji zostać
tam na kończący się Festiwal Wina. I jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. O 12.30
wyruszyliśmy, nie bez problemów, busem
Intercity prosto z Solomos Square.
Dlaczego nie bez problemów? Bo chyba nikt nie przypuszczał,
że tak ogromna rzesza ludzi będzie czekać w kolejce po bilet do autobusu. Nie
wiem w sumie jakim cudem, ale udało nam się wepchnąć w kolejkę (oj tak, wyszedł
z nas podły egoizm…), chociaż grupka obywateli z Chin długo walczyła o to by
wejść jako pierwsza i udało się im to. Jak się później okazało – niektórzy nie
załapali się już na poprzedni autobus, który jechał o 10.30… Gdy już wsiedliśmy,
napotkaliśmy na kolejny mały problem – wolne były zaledwie trzy miejsca, a nas
było czworo. Na szczęście, jedna z dziewczyn, której znajoma się nie dostała,
postanowiła odstąpić nam to miejsce, za co byliśmy bardzo wdzięczni. Trzeba
przyznać, że przepisy muszą być wyjątkowo restrykcyjne, bowiem nie ma
możliwości, aby jakikolwiek pasażer stał w trakcie podróży. Bilet ulgowy w
Intercity kosztuje 2,5 euro – uważam, że cena jest bardzo uczciwa jak za
warunki, w których się podróżuje, zawsze działa w nich klimatyzacja :P Nie
można z kolei za bardzo pochwalić MPK w Nikozji, które jeździ rzadko i się
spóźnia, a do tego kosztuje dość sporo [20€ ulgowy miesięczny, 0,75€ za
jednorazówkę].
Po niespełna 2 godzinach dojechaliśmy do Limassol, ładnego
miasta położonego nad morzem – widoki są naprawdę wspaniałe, ale plaża…
BEZNADZIEJNA. Może w jakimś innym miejscu jest lepiej, jednak tam, gdzie nam
przyszło „leżakować”, wyglądało to fatalnie, co szczególnie źle zniosły nasze
ręczniki. W międzyczasie spotkaliśmy sympatycznego człowieka z Indii o imieniu
Garry, profesjonalnego fotografa, który zrobił nam sesję zdjęciową. Na jej
efekty na razie czekamy – mamy nadzieję, że potęga Facebooka sprawi, że
zobaczymy, jak to wszystko wyszło.
Woda – strasznie słona i strasznie ciepła. Aż do przesady. J Dzień mijał nam pod
znakiem błogiego lenistwa – jak prawie każdy na Cyprze – z piweczkiem (i nie
tylko) w ręku. Do wieczora zleciało szybko, w międzyczasie poznaliśmy dwóch
Irlandczyków – jeden z nich to student z Erasmusa, który ma… ponad 40 lat. :D I
cieszy się stypendium w kwocie ponad 200€ TYGODNIOWO! Dla porównania, przemiłe
Hiszpanki z Madrytu dostają zaledwie 115€ MIESIĘCZNIE, a niemniej sympatyczna
Belgijka do tej pory nie wie, na ile może liczyć, bo wszystko uzależnione jest
od zarobków jej rodziców… Pod tym względem, my Polacy, nie mamy na co narzekać J
O Festiwalu Wina też słów kilka. Za wstęp płaci się 6 Euro,
do tego trzeba zakupić „szkło” – albo kieliszek (1,5€), albo szklaneczkę (1,2€)
albo zakręcaną butelkę – też za 1,5€. W ramach biletu do odbioru były także
darmowe butelki wina – do wyboru różowe półsłodkie i czerwone bodajże wytrawne.
I… tyle niezbędnych opłat. Oczywiście, jeśli ma się ochotę na coś do zjedzenia,
to wybór jest okazały i wszystko w cenach od 1,5€ w górę. ;) Dostępnych jest
pełno stoisk z różnymi rodzajami win, od słodkich po wytrawne, czerwone,
różowe, białe – jakie by się nie chciało. Mnie najbardziej przypadło do gustu
słodkie czerwone, ale nazwy niestety nie pamiętam.
Poza tym wszystkim, atmosfera jest naprawdę znakomita,
ludzie są dla siebie życzliwi, gra wspaniała, tradycyjna muzyka, a uczestnicy
bawią się wspólnie tańcząc i śpiewając. Niestety, mój aparat, a konkretnie
baterie za jego działanie odpowiedzialne, nie wykazały się cypryjską
gościnnością, zatem zdjęć zbyt wielu nie zrobiłem. Wrzucam te, które także
krążą gdzieś po fp na Fejsie.
Pozdrawiam, życząc pogodnego weekendu! :)
Ps. Wracając jeszcze do planów i ich realizacji. Z tym jest
naprawdę ciężko. I to jeśli chodzi o zebranie się w sobie i załatwienie różnych
spraw ale także w kwestii np. wracania do domu po Festiwalu Wina. Pierwotny
zamysł był taki: grupa Erasmusów jedzie darmowym autobusem z Nikozji o 18.00,
jesteśmy na miejscu do 23.00, wracamy. Jak było w rzeczywistości? Grupa
Erasmusów wyjechała z Nikozji o 18.00, posiedzieliśmy do 23.00, po czym
poszliśmy szukać autobusu, którego nie znaleźliśmy… Pozostało nam więc tylko „poczekać”
do 5.30 na pierwszy powrotny. A że nie było się gdzie podziać… to poszliśmy na
plażę i zrobiliśmy Aftera - jednego z najlepszych w życiu :D ale jacy zmięci
wracaliśmy… szkoda gadać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz