Witam po bardzo długiej przerwie!
Już jutro minie miesiąc od mojego „zameldowania” na
Cyprze, przyznam szczerze iż zleciało strasznie szybko. Mam nadzieję, że
kolejne tygodnie miną troszeczkę, chociaż troszeczkę wolniej…
W tak zwanym międzyczasie działo się sporo, ponieważ
miałem przyjemność dwukrotnie pojawić się po tureckiej stronie wyspy oraz zacząłem
kurs greckiego, który przysparza przynajmniej na początku nie mało problemów…
Zacznę jednak swą dzisiejszą opowieść od pogody,
która zdaje się zmieniać z letniej na jesienną. Oczywiście osobom przebywającym
w Polsce mocno się narażę, wiedząc że w kraju w trakcie dnia bywa poniżej 15
stopni, ale i tutaj temperatury znacznie się obniżyły i wieczory są
chłodniejsze. Co rozumiem przez obniżenie temperatur? W dzień nie ma już 35
stopni i więcej, a „zaledwie” koło 30, zaś w nocy robi się naprawdę chłodno, bo
termometr wskazuje koło 20st. Wierzcie – czuć to ochłodzenie! :P Co ciekawe, parę kolejnych dni zwiastowało
nadejście jakichś opadów, niektórym nawet udało się napotkać kilkuminutowe
burze w Famaguście, mnie ta przyjemność jeszcze nie dopadła.
Słów kilka o Kyrenii
Udaliśmy się 20-osobową grupą z północnej części
Nikozji do oddalonej o około 30 kilometrów Kyrenii w niedzielny poranek. Po
40-minutowej podróży zabawnym, małym busem, który potrafi pomieścić chyba
nieograniczoną liczbę osób, dotarliśmy na miejsce. Warto wspomnieć, że w
trakcie przejazdu mijaliśmy góry Pentadaktylos, które prezentują się bardzo
okazale. Widoki były piękne, zwłaszcza, że dopisywała pogoda – nie było zamgleń
i przyświecało słoneczko.
Początkowy plan wycieczki zakładał dwie czynności:
plażowanie i zwiedzanie. Wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że
najbliższa plaża jest jakieś 8 km od Kyrenii… Plany więc szybko uległy zmianom,
większość grupy postanowiła wybrać się na wycieczkę łódką, reszta – w tym ja –
uznała za lepsze pozostać w kyrenijskim porcie i zwiedzić okolice. Pierwszy wybór
padł na zamek, z którego rozciągał się widok na Morze Śródziemne i port. Temperatury w połowie września były iście
letnie. W miejscach z zabudową trudno było o jakiekolwiek powiewy wiatru, więc
chodziło się bardzo ciężko. Wstęp na Girne Castle kosztował… 12 lir tureckich
(dla nie-studentów), zaś my zapłaciliśmy po 2 TL / osoba, czyli niewiele ponad
3 zł. Trzeba przyznać, że zainwestowane w bilet pieniądze to jedna z lepszych
inwestycji (na ten moment) w trakcie pobytu na Cyprze. Sami spójrzcie na
zdjęcia:
Po zejściu udaliśmy się do pobliskiej restauracji,
gdzie zjedliśmy bardzo syty posiłek. J Zaraz obok zamku
znaleźliśmy sobie miejsce na skałkach, tak aby posiedzieć z wyraźnie zmęczonymi
nogami w wodzie. Na koniec tej pięknej niedzieli zaczerpnęliśmy zimniutkiego piwa Efes… : - )
Kilka słów o tureckich Cypryjczykach
Trudny temat. Dotąd chyba dla mnie najtrudniejszy do
ogarnięcia, bowiem gdy rano pójdzie się poza zieloną linię, odczucia są ciężkie
do opisania. Grupy spacerujących mężczyzn, duże grupy, bo często składające się
10-12 i więcej osób, obserwujące wszystko z należytą starannością, lustrujące
każdy skrawek kobiecych ciał, w sposób taki, że czuć zażenowanie. Oni co prawda
nic złego nie robią, tylko chodzą i się patrzą, ale wygląda to okropnie.
Z drugiej strony, gdy wjedzie się do kurortu takiego
jak Kyrenia, ukazuje się ogrom restauracyjek, pubów i wypożyczalni łodzi. W
połączeniu z białym kolorem mojej skóry sprawia to, że już z daleka słyszy się
słowa w języku polskim: „Jak się masz?” , „Cześć Polska!”, „Siema!”, by
wreszcie – idąc w towarzystwie trzech kobiet zostać zapytanym: „Która z nich
jest Twoją dziewczyną?”, „Jesteś szczęściarzem, że masz tyle kobiet obok
siebie!”. Całkiem rozwaliła mnie jednak rozmowa z panem z pubu, która wyglądała
w dosłownym tłumaczeniu mniej więcej tak:
-
Cześć, jesteś Charlie?
-
Nie… dlaczego pytasz?
-
Bo masz trzy aniołki obok siebie…
Czuć
więc sympatię, ale bardzo trudno jest przejść nie będąc zaczepianym,
zapraszanym na obiad, piwo, na łódkę, imprezę… Jest to chwilami wręcz natrętne,
po spacerze tam i z powrotem taką uliczką odczuwa się znużenie i zmęczenie, bo
ileż można odpowiadać: „No, thanks…”? Ta „miłość”, jak dla mnie podszyta jest
oczywiście chęcią zysku, ponieważ niektóre knajpy w niewakacyjnym okresie
świecą już pustkami. Mimo to, wspomnienia z Kyrenii są jak najbardziej
pozytywne.
Słów kilka (wreszcie) o Ammochostos
Niemniej pozytywnie było w Famaguście, którą
zwiedzaliśmy w 6-osobowej, polsko-litewskiej grupie, w ubiegłą niedzielę.
Podróż z Nikozji trwała tam dokładnie godzinę, a do naszego busa zapakowała się
także 8-osobowa grupa Erasmusów z Niemiec i Francji.
To, co uderza w Famaguście, zwanej w tureckim języku
Gazimagusą lub w skrócie Magusą, natomiast w greckim Ammochostos, to ilość ruin
mających ponad 700 lat. Pełno jest tutaj pozostałości kościołów, a dawna
Katedra Św. Mikołaja (obecnie Meczet Lala
Mustafa Pasha), została ukończona w 1312 roku.
Stare Miasto, pełne zabytków, otaczają mury
weneckie, z których rozciąga się widok na wszystkie najważniejsze świątynie. W
tle oczywiście widać morze i port Famagusta. Nie udało nam się odwiedzić
miejsca, o którym marzę i do którego pewnie będę chciał jeszcze w trakcie tego
pobytu przybyć, a mianowicie do wyludnionej dzielnicy Varosha, jednak tych
kilka godzin, które spędziliśmy w Famaguście, będę wspominał bardzo miło.
Restauracja, w której jedliśmy obiad, poza pysznym
jedzeniem posiadała bardzo miłą obsługę. Jednym z panów tam pracujących był zabawny,
kręcący lody Turek. Zaproponował mi „grę”, polegającą na złapaniu wafla z
lodem, który był „umocowany” na długim wysięgniku. Oczywiście zadanie do
łatwych nie należało, bo gdy wydawało się, że cel jest niemal osiągnięty, swoim
cwaniactwem i wprawą Turek szybko uciekał od porażki ;) Po 2-3 minutach udało
się wreszcie wyczekać odpowiedni moment ! ;)
A tymczasem nadchodzą kolejne imprezowo-turystyczne pozytywne dni:
- niedzielne plażowanie w Larnace
- poniedziałkowe Spanish Party zakrapiane sangrią
- wtorkowe świętowanie rocznicy niepodległości Cypru na Capo Greco i Beach Party :D
- Ithaki Wednesday :D
Pozdrawiam!