Wczoraj, korzystając z wolnego wieczoru, bowiem zajęcia z greckiego udało się przesunąć na godziny wczesnopopołudniowe, udałem się na mecz APOELu z Anorthosisem Famagusta. Co tu dużo mówić, wizyta na stadionie na Cyprze była jednym z motorów napędowych tego wyjazdu - determinuje go oczywiście także poszukiwanie inspiracji i zbieranie materiałów do pracy magisterskiej. Jak już przy tym jestem, to napiszę, że temat magisterki w końcu doprecyzowałem! :-)
Potencjał obu klubów jest znany chyba wyłącznie kibicom ligi cypryjskiej, więc pozwolę sobie coś o tym napisać. Tegoroczne zmagania nie układają się po myśli klubu ze stolicy - we wcześniej rozegranych sześciu meczach, APOEL uciułał zaledwie 10 punktów. Anorthosis z kolei radził sobie nieco lepiej, bo w tym sezonie przegrał tylko raz, wygrywając przy tym pięciokrotnie, a w sześciu kolejkach zdobył aż 18 goli, co dawało średnią 3 goli / mecz.
Generalnie, od samego początku wczorajszy dzień był mocno skomplikowany. Poranek - dramat. Nie sądziłem, że pójście na 11.00 na zajęcia będzie takim wyzwaniem. Jakoś przeżyłem trzy dłuuuugie godziny z helleniką, a potem ledwo zatoczyłem się do domu i zjadłem obiad. Przez długi czas byłem przeświadczony, że mecz zaczyna się o 20:00, bardzo się zdziwiłem gdy okazało się, że jednak pierwszy gwizdek nastąpi o 19.00. Dwie godziny przed meczem wyruszyłem więc na oddalony o 6 km stadion, na który miał mnie zawieźć z placu Solomos, autobus linii 106. Niestety, nic z tego. :) Autobus postanowił się nie zatrzymać na przystanku, a ja zostałem na lodzie. Właściwie, zostałbym, gdyby nie poznana parę tygodni temu polsko-grecka para. :) Bardzo dziękuję Justynie i Janisowi, którzy zawieźli mnie na stadion!
Zameldowałem się pod G.S.P Stadium zaledwie 10 minut przed rozpoczęciem meczu. Biletu oczywiście wcześniej nie kupiłem i byłem przeświadczony, że wejdę na stadion w 30 minucie... Na moje szczęście, kolejek nie było żadnych i bilet kosztujący 15€ kupiłem od razu, zatem zdążyłem zobaczyć nawet to, jak piłkarze wchodzą na murawę.
Kontrola na wejściu właściwie znikoma. Sprawdzono mi jedynie torbę z aparatem. Jak już jesteśmy przy aparacie - jest to nieodłączny atrybut mojej wizyty na Cyprze, ale nieodłączny tym bardziej w takim miejscu jak stadion. Po to tutaj też przyjechałem - natrzaskać fotek do magisterki.
Wylądowałem na "młynie", pośród fanatyków APOELu. Początkowo nie byłem z tego zadowolony, bo byłem tam chyba jedynym nie-Cypryjczykiem i co tu dużo mówić, jako obcy, do tego z aparatem, wydałem się mocno podejrzany. Nie minęło może 10, może 15 minut i podszedł do mnie jeden z kibiców, stanowczo prosząc (bez agresji), abym zaprzestał robić zdjęcia. Na pytanie - dlaczego? odpowiedział - bo nie wolno. Udało mi się go jednak przekonać, że fotek twarzy nigdzie nie będę publikował, zadziałała magia tego, że też jestem kibicem w Polsce, więc rozumiem o co chodzi. Jako obserwator, prawie socjolog, nagrałem trochę filmików, zrobiłem kilkadziesiąt fotek i wyciągnąłem jakieś tam wnioski, zarówno z zachowania kibiców, jak i wydarzeń boiskowych - o czym pewnie napiszę w magisterce.
Później uznałem, że jednak to chyba dobrze, że trafiłem na młyn, bo taką ekspresję z bliska warto było zobaczyć. Zawsze myślałem, że to ja nerwowo reaguję na złe decyzje sędziego, na niewykorzystane sytuacje mojej drużyny, o golach dla rywala nie wspominając. Patrząc jednak na to, co wyprawiają kibice APOELu, stwierdzam iż jestem aniołeczkiem. Rzucona parę(naście) razy "Kurwa!", kopnięcie w krzesełko, czy złapanie się za głowę to nic przy reakcjach Cypryjczyków, którzy dostają szału, gdy coś nie idzie po ich myśli. Wydzierają się wniebogłosy, nerwowo chodzą po trybunie, spoglądają na mnie jeszcze bardziej nerwowo, bo widzą, że znowu coś nagrywam, aż w końcu, gdy po którymś faulu (w drugiej połowie) zawodnik Anorthosisu dostaje żółtą kartkę - fetują, jakby APOEL strzelił gola. Wyczułem w tym nutę przekąsu i ironii - wcześniej sędzia dymał gospodarzy swoimi decyzjami aż ja się za głowę łapałem i uśmiechałem z niedowierzaniem. Kilka decyzji wywoływało wiele kontrowersji, do tego stopnia, że aż zaczynam doceniać niektórych sędziów z Polski.
Nie zabrakło też pirotechniki, która pojawiała się, jeśli dobrze naliczyłem 4 razy. Na początku oczywiście było najbardziej efektownie - gdy piłkarze wchodzili na boisko, sektor fanatyków APOELu rozświetlił się na czerwono. Fani Anorthosisu z kolei machali greckimi flagami. Zaskoczyło mnie to o tyle, że Famagusta leży w strefie okupowanej przez Turków. To kolejne zadanie dla mnie - dotrzeć do informacji, kim z pochodzenia są fani Anorthosisu. Później, piro pojawiało się jeszcze zaraz po zdobyciu przez APOEL gola (jak się okazalo jedynego), jakoś incydentalnie pod koniec meczu i ... raz, kiedy któryś z kibiców wystrzelił w górę sztuczne ognie.
Cały czas kibice jednej, jak i drugiej drużyny śpiewali. Anorthosis przebijał się wielokrotnie, czasem po stronie APOELu była wręcz cisza, a goście zajęli prawie całą drugą trybunę za bramką. Atmosfera była świetna, kilka momentów bardzo napiętych, a futbol... radosny, oparty na wybieganiu, motoryce, technice. Taktyki w tym nie widziałem, po prostu otwarta gra, atak za atak, kontra za kontrę. I tylko szkoda, że jednym i drugim zabrakło skuteczności, bo padł zaledwie jeden gol. Radość fanów APOELu była wielka :)
Gdy mecz się skończył, większość pospiesznie ruszyła w kierunku wyjścia ze stadionu, a ja już myślałem jak to będę wracał do domu. Miałem do przebycia te pieprzone 6 kilometrów i wizję spacerku lub powrotu taksówką. Nie uśmiechało mi się jednak ani jedno, ani drugie, więc rozpocząłem poszukiwanie kogoś, kto przypadkiem jedzie w kierunku hotelu Hilton. Oczywiście - nikt tam nie jechał, wszyscy chętnie tłumaczyli jak się tam dostać, ale... co mi po tym? I przypadek zdecydował, że jednak załapałem się na darmowy transport. Idąc, już trochę zrezygnowanym przez jakieś pole zeschniętej trawy, dostrzegłem samochód, a przy nim dwóch mężczyzn. Jeden mieszkał tuż za rogiem, drugi w innej części Nikozji, ale też chętnie wytłumaczyli jak dotrzeć do Hiltona. Ten od auta jednak chwilę po moim odejściu ruszył i ... dojechawszy do mnie zatrąbił i kazał wsiąść do wozu. Z niemałym strachem, szybko zdecydowałem, że jadę i po 15 minutach byłem na miejscu :-D Zawsze fajnie pogadać z kimś tutejszym, dowiedzieć się czegoś nowego o Cypryjczykach, czy w tym przypadku... Cypryjkach. ;) Ale to na razie zachowam dla siebie!
Pozdrawiam, prezentując parę fotek z meczu i jeden filmik. Bez twarzy, ma się rozumieć!
Minuta ciszy w związku ze świętem narodowym.
Fani Anorthosisu, jak wyżej wspomniałem, przywieźli wiele greckich flag.
Po meczu, sznur motocykli i wszędzie zaparkowanych samochodów. Krakowska straż miejska miałaby co robić...
I na koniec filmik z dopingiem. Dają radę! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz