wtorek, 29 października 2013

APOEL - Anorthosis, czyli pierwsza wizyta na G.S.P Stadium. :)

Wczoraj, korzystając z wolnego wieczoru, bowiem zajęcia z greckiego udało się przesunąć na godziny wczesnopopołudniowe, udałem się na mecz APOELu z Anorthosisem Famagusta. Co tu dużo mówić, wizyta na stadionie na Cyprze była jednym z motorów napędowych tego wyjazdu - determinuje go oczywiście także poszukiwanie inspiracji i zbieranie materiałów do pracy magisterskiej. Jak już przy tym jestem, to napiszę, że temat magisterki w końcu doprecyzowałem! :-)

Potencjał obu klubów jest znany chyba wyłącznie kibicom ligi cypryjskiej, więc pozwolę sobie coś o tym napisać. Tegoroczne zmagania nie układają się po myśli klubu ze stolicy - we wcześniej rozegranych sześciu meczach, APOEL uciułał zaledwie 10 punktów. Anorthosis z kolei radził sobie nieco lepiej, bo w tym sezonie przegrał tylko raz, wygrywając przy tym pięciokrotnie, a w sześciu kolejkach zdobył aż 18 goli, co dawało średnią 3 goli / mecz.

Generalnie, od samego początku wczorajszy dzień był mocno skomplikowany. Poranek - dramat. Nie sądziłem, że pójście na 11.00 na zajęcia będzie takim wyzwaniem. Jakoś przeżyłem trzy dłuuuugie godziny z helleniką, a potem ledwo zatoczyłem się do domu i zjadłem obiad. Przez długi czas byłem przeświadczony, że mecz zaczyna się o 20:00, bardzo się zdziwiłem gdy okazało się, że jednak pierwszy gwizdek nastąpi o 19.00. Dwie godziny przed meczem wyruszyłem więc na oddalony o 6 km stadion, na który miał mnie zawieźć z placu Solomos, autobus linii 106. Niestety, nic z tego. :) Autobus postanowił się nie zatrzymać na przystanku, a ja zostałem na lodzie. Właściwie, zostałbym, gdyby nie poznana parę tygodni temu polsko-grecka para. :) Bardzo dziękuję Justynie i Janisowi, którzy zawieźli mnie na stadion!

Zameldowałem się pod G.S.P Stadium zaledwie 10 minut przed rozpoczęciem meczu. Biletu oczywiście wcześniej nie kupiłem i byłem przeświadczony, że wejdę na stadion w 30 minucie... Na moje szczęście, kolejek nie było żadnych i bilet kosztujący 15€ kupiłem od razu, zatem zdążyłem zobaczyć nawet to, jak piłkarze wchodzą na murawę.
Kontrola na wejściu właściwie znikoma. Sprawdzono mi jedynie torbę z aparatem. Jak już jesteśmy przy aparacie - jest to nieodłączny atrybut mojej wizyty na Cyprze, ale nieodłączny tym bardziej w takim miejscu jak stadion. Po to tutaj też przyjechałem - natrzaskać fotek do magisterki. 

Wylądowałem na "młynie", pośród fanatyków APOELu. Początkowo nie byłem z tego zadowolony, bo byłem tam chyba jedynym nie-Cypryjczykiem i co tu dużo mówić, jako obcy, do tego z aparatem, wydałem się mocno podejrzany. Nie minęło może 10, może 15 minut i podszedł do mnie jeden z kibiców, stanowczo prosząc (bez agresji), abym zaprzestał robić zdjęcia. Na pytanie - dlaczego? odpowiedział - bo nie wolno. Udało mi się go jednak przekonać, że fotek twarzy nigdzie nie będę publikował, zadziałała magia tego, że też jestem kibicem w Polsce, więc rozumiem o co chodzi. Jako obserwator, prawie socjolog, nagrałem trochę filmików, zrobiłem kilkadziesiąt fotek i wyciągnąłem jakieś tam wnioski, zarówno z zachowania kibiców, jak i wydarzeń boiskowych - o czym pewnie napiszę w magisterce. 

Później uznałem, że jednak to chyba dobrze, że trafiłem na młyn, bo taką ekspresję z bliska warto było zobaczyć. Zawsze myślałem, że to ja nerwowo reaguję na złe decyzje sędziego, na niewykorzystane sytuacje mojej drużyny, o golach dla rywala nie wspominając. Patrząc jednak na to, co wyprawiają kibice APOELu, stwierdzam iż jestem aniołeczkiem. Rzucona parę(naście) razy "Kurwa!", kopnięcie w krzesełko, czy złapanie się za głowę to nic przy reakcjach Cypryjczyków, którzy dostają szału, gdy coś nie idzie po ich myśli. Wydzierają się wniebogłosy, nerwowo chodzą po trybunie, spoglądają na mnie jeszcze bardziej nerwowo, bo widzą, że znowu coś nagrywam, aż w końcu, gdy po którymś faulu (w drugiej połowie) zawodnik Anorthosisu dostaje żółtą kartkę - fetują, jakby APOEL strzelił gola. Wyczułem w tym nutę przekąsu i ironii - wcześniej sędzia dymał gospodarzy swoimi decyzjami aż ja się za głowę łapałem i uśmiechałem z niedowierzaniem. Kilka decyzji wywoływało wiele kontrowersji, do tego stopnia, że aż zaczynam doceniać niektórych sędziów z Polski.

Nie zabrakło też pirotechniki, która pojawiała się, jeśli dobrze naliczyłem 4 razy. Na początku oczywiście było najbardziej efektownie - gdy piłkarze wchodzili na boisko, sektor fanatyków APOELu rozświetlił się na czerwono. Fani Anorthosisu z kolei machali greckimi flagami. Zaskoczyło mnie to o tyle, że Famagusta leży w strefie okupowanej przez Turków. To kolejne zadanie dla mnie - dotrzeć do informacji, kim z pochodzenia są fani Anorthosisu. Później, piro pojawiało się jeszcze zaraz po zdobyciu przez APOEL gola (jak się okazalo jedynego), jakoś incydentalnie pod koniec meczu i ... raz, kiedy któryś z kibiców wystrzelił w górę sztuczne ognie.

Cały czas kibice jednej, jak i drugiej drużyny śpiewali. Anorthosis przebijał się wielokrotnie, czasem po stronie APOELu była wręcz cisza, a goście zajęli prawie całą drugą trybunę za bramką. Atmosfera była świetna, kilka momentów bardzo napiętych, a futbol... radosny, oparty na wybieganiu, motoryce, technice. Taktyki w tym nie widziałem, po prostu otwarta gra, atak za atak, kontra za kontrę. I tylko szkoda, że jednym i drugim zabrakło skuteczności, bo padł zaledwie jeden gol. Radość fanów APOELu była wielka :)

Gdy mecz się skończył, większość pospiesznie ruszyła w kierunku wyjścia ze stadionu, a ja już myślałem jak to będę wracał do domu. Miałem do przebycia te pieprzone 6 kilometrów i wizję spacerku lub powrotu taksówką. Nie uśmiechało mi się jednak ani jedno, ani drugie, więc rozpocząłem poszukiwanie kogoś, kto przypadkiem jedzie w kierunku hotelu Hilton. Oczywiście - nikt tam nie jechał, wszyscy chętnie tłumaczyli jak się tam dostać, ale... co mi po tym? I przypadek zdecydował, że jednak załapałem się na darmowy transport. Idąc, już trochę zrezygnowanym przez jakieś pole zeschniętej trawy, dostrzegłem samochód, a przy nim dwóch mężczyzn. Jeden mieszkał tuż za rogiem, drugi w innej części Nikozji, ale też chętnie wytłumaczyli jak dotrzeć do Hiltona. Ten od auta jednak chwilę po moim odejściu ruszył i ... dojechawszy do mnie zatrąbił i kazał wsiąść do wozu. Z niemałym strachem, szybko zdecydowałem, że jadę i po 15 minutach byłem na miejscu :-D Zawsze fajnie pogadać z kimś tutejszym, dowiedzieć się czegoś nowego o Cypryjczykach, czy w tym przypadku... Cypryjkach. ;) Ale to na razie zachowam dla siebie!

Pozdrawiam, prezentując parę fotek z meczu i jeden filmik. Bez twarzy, ma się rozumieć!

 Piro! :)

 Minuta ciszy w związku ze świętem narodowym.




 Fani Anorthosisu, jak wyżej wspomniałem, przywieźli wiele greckich flag.
Po meczu, sznur motocykli i wszędzie zaparkowanych samochodów. Krakowska straż miejska miałaby co robić...

  
                                     
 I na koniec filmik z dopingiem. Dają radę! :)






sobota, 26 października 2013

Skała Afrodyty, czyli... "no sex". :)

Hej !

Dzisiaj bez rozwlekłego pisania, bowiem nie mam zbyt wiele czasu - naglą mnie terminy związane z pracą zaliczeniową. Zapraszam do zapoznania się z fotogalerią, która wisi już od tygodnia na Facebooku. :)

Ze Skałą Afrodyty, którą podczas tej wycieczki odwiedziłem, kojarzy mi się historia kolegi Bartka, który rok temu był Erasmusem w Nikozji. Generalnie, przestrzegał mnie abym uważał tam na zbyt bliskie relacje z kobietami bowiem "wpadka murowana i na pewno córeczka". Jakieś dowody? Jeden z jego znajomych  począł dwie córki przy Petra Tou Romiou. :)

Enjoy! :)

Amfiteatr w Kurion

Cytując portal travelmaniacy.pl - "ruiny starożytnego miasta Curium. Malowniczo położone na nadmorskim klifie pozostałości pochodzą z różnych okresów epoki greckiej, a także z czasów rzymskich i wczesnochrześcijańskich. Obecnie znajdują się tu trzy odrębne stanowiska archeologiczne.
Można tu zwiedzać teatr pochodzący z II w. n.e., mozaiki z V w., wzniesiona w V w. bazylikę wraz z przylegającym do niej atrium. Zachował się także mieszczący 6 tysięcy widzów stadion, oraz fragmenty akweduktu. Znajdziemy tu także pozostałości po świątyni Apollina i łaźniach."


 Panorama z urokliwego Kourionu. Naprawdę okolice Limassol są niezwykle piękne, zdecydowanie polecam :)












 Odeon
 Pafos

W drodze do Skały Afrodyty

źródło: navtur.pl
"Petra Tou Romiou czy Rock of the Roman (Skała Rzymianina) lub jak kto woli - Skała Afrodyty to jedna z najchętniej odwiedzanych atrakcji turystycznych Cypru. Znajduje się ona w zachodniej części wyspy około około 20 km na wschód od miejscowości Pafos. Warto dodać, że w czasach rzymskich i hellenistycznych miasto było stolicą Cypru.
Zgodnie z greckimi mitami, właśnie w tym miejscu miała wyłonić się z morskiej piany bogini piękna i urodzaju - Afrodyta. Ponoć kiedy zeszła na ląd, wszędzie, gdzie dotknęła ziemi swoimi delikatnymi stopami wyrastały piękne kwiaty. To właśnie ze względu na Afrodytę Cypr bardzo często nazywany bywa Wyspą Miłości.
W pobliżu skały znajduje się także grota, w której rzekomo mityczna piękność miała zażywać kąpieli. Natomiast w miejscowości Kouklia obejrzeć można poświęcone jej sanktuarium. Wszystkie te miejsca znajdują się na tzw. Szlaku Afrodyty.
Zgodnie z inną legendą, skała pojawiła się tam dzięki pewnemu walecznemu wojownikowi - Digenisowi Akritasowi, który wściekły na atakujących wyspę Saracenów cisnął w nich skałą, niszcząc przy tym ich statki. Jak podają inne źródła, chodziło raczej o piratów. Opowieść ta pochodzi już późniejszych czasów, kiedy wyspa wchodziła w skład Cesarstwa Bizantyjskiego.
Skała stała się również natchnieniem dla artystów. "Ptak Wenus" Botticelliego to jedno z takich dzieł.
Jak głoszą legendy, opłynięcie Skały Afrodyty przy blasku księżyca z towarzyszką lub towarzyszem życia zapewnia przybyszowi wieczną młodość i miłość, tak więc warto się tam wybrać, choćby z tego powodu."




niedziela, 13 października 2013

Półtora miesiąca na Wyspie, nadchodzi półmetek - pierwsze refleksje...

Kolejny świetny, plażowy weekend dobiega końca i znów wróci tygodniowa rutyna - czyli grecki, grecki i grecki... Do tego nieuchronnie nadchodzi czas oddawania pierwszych esejów na zaliczenie, zatem trzeba będzie wydobyć z siebie ogrom energii i samozaparcia, bo po takim rozleniwieniu, na żadną naukę nie ma chęci. Nowy tydzień przyniesie także ważne spotkanie z ważną osobą: na Uniwersytet Cypryjski we wtorek przybywa przewodniczący Rady Europejskiej, Herman van Rompuy.

Mijające dwa dni, a konkretniej dwa popołudnia, spędziłem na plaży w Agia Napie, chyba najbardziej popularnym kurorcie na Cyprze. Położona w dystrykcie Famagusta miejscowość przyciąga ogromną rzeszę turystów, mimo że mamy już prawie połowę października. Największą grupę stanowią oczywiście Rosjanie, którym wszystko tu jest podporządkowane. Rosyjski słychać na każdym kroku, ulotki z plażowych restauracji i pubów także drukowane są po rosyjsku... Oprócz tego, często da się słyszeć Niemców i ... Polaków. Najczęściej Erasmusów, dziś rano niemal wszyscy, którzy podróżowali autobusem z Nikozji do Agia Napy, pochodzili z Polski. ;) Na plaży Nissy, która jest bardzo oblegana, stale odbywają się imprezy, dzisiaj na przykład była Piana Party. ;)

Wpis ten jednak przede wszystkim poświęcić na przekazanie kilku istotnych informacji dla osób, które wybierają się w przyszłości na Cypr, niebawem mija półmetek mojego pobytu tutaj i nadeszły pierwsze refleksje. ;)

1) Autobusy na Cyprze jeżdżą jak chcą. Czy to w mieście, czy poza nim. Nie ma reguły. Bywa, że przyjadą 15 minut przed czasem i bywa, że 30 minut po czasie. I to jest norma i choć nie da się do tego przyzwyczaić to ten stan trzeba zaakceptować. WAŻNE: komunikacja miejska i Intercity jest stosunkowo tania (na tle Europy zachodniej), dla przykładu przejazd tam i z powrotem do Limassol czy Agia Napy, dla studenta kosztuje około 4 - 4,5€. Studenci zawsze mają zniżki i jak się okazuje, obecnie wystarczy legitymacja studencka z Polski, co w poprzednich latach nie było takie oczywiste.
Bilet jednoprzejazdowy po Nikozji, dla studenta - 0,75€, normalny - 1,5€. Miesięczny - 20€ ulgowy, 40€ normalny.

2) Ceny na Wyspie są... umiarkowane. Można mówić, że drogo - jasne, dla Polaków jest drogo, ale zwyczajnie nie wolno przeliczać z Euro na Złotówki. WAŻNE: zakupy powinno się robić albo w sieciówkach (typu LIDL, Carrefour), albo w większych supermarketach. Tzw. periptero (kioski) są dużo droższe - około 30% więcej płaci się za wszystkie produkty.
Przykładowe ceny:

Chleb: 1,2 - 2,3€ (0,5 kg - 1 kg).
Mleko: 1 - 1,3€ (1 litr).
Owoce i warzywa: na targu w Nikozji, który funkcjonuje w środy i soboty, wszystko waha się od 0,5€ do 2,5€ (za kilogram/sztukę), oczywiście są wyższe ceny, ale nie ma sensu przepłacać. W marketach ceny za owoce są trochę wyższe, jednak nie ma jakichś drastycznych dysproporcji.
Kawa (Nescafe): ok. 5€ (200 g).
Cukier: 1 - 1,2€ (1 kg).
Woda mineralna (niegazowana, bo gazowaną widzieliśmy tylko w Lidlu): 2-3€ (6 butelek 1,5l), ale jest lepsza opcja - w Nikozji przynajmniej, ustawionych jest bardzo wiele automatów z wodą, gdzie za 1 litr płacimy 0,05€. Trzeba mieć tylko własną butelkę. ;)
Mąka - 1,2 - 1,4€ (1 kg).
Przyprawy: w opakowaniach po 40g wszystko właściwie kosztuje niewiele ponad 1€. Za opakowanie 0,5kg Curry zapłaciłem 2,5€. Czyli, nie jakoś bardzo drogo. ;)
Makarony: bywają promocje, że trzy opakowania 500g różnych klusek można kupić za 2,10€. Uważam, że to bardzo niska cena.
Ryż: 1,5€ - 2€ (1 kg).
Piwo (puszka): 0,6€ - 2€ (w kurortach nawet 2,5€).
Piwo (knajpa): 2,5€ - 4€.
Soki owocowe: 1€ - 1,5€ (za litr).
Kebaby/dania obiadowe i inne takie: oczywiście też zależy od standardu i wielkości porcji. Znaleźliśmy wspaniałe miejsce, tzw. "Armeńczyka" w centrum miasta (ulica równoległa do Ledras), gdzie można zjeść pitę z kurczakiem za 2€. Taka cena średnia za kebaba to jakieś 4,5 - 5€. Dania obiadowe startują od ok. 10€.
Wódka: zależy, ale za zbliżoną kasę co w Polsce. Np. litr Absoluta widziałem za ok. 13-14€.
Wina: j/w, od 1,5€ w górę. Taki dobry próg cenowy to 2,5 - 3,5€. ;) Słynna Commandaria chodzi po 10€, czasem trochę więcej. Najczęściej przewijają się wina wytrawne, ale i słodkie/półsłodkie można kupić.
Prąd - podobno bardzo drogi, ja jeszcze nie wiem ile i na razie wiedzieć nie chcę.
Internet - temat drażliwy dla wielu. Za 6mbps, razem z kablówką z tutejszego UPC zaśpiewali 31€. Generalnie trochę paranoicznie to wygląda, bo będąc obcokrajowcem jest się zmuszonym do zapłaty 140€ (!!!) depozytu za instalację. Przyznacie, że chore. Chyba, że trafi się na takiego miłego właściciela mieszkania, jak ja - który weźmie to na siebie. Ponadto, na tę instalację też trzeba sporo czekać. Gdyby nie znajomości właściciela - nawet od dwóch tygodni do ... półtora miesiąca!
Mieszkania w Nikozji - ceny są różne. Zależne od standardu i lokalizacji. Uczciwa kwota za mieszkanie z dwoma sypialniami, salonem, kuchnią i łazienką to 400-450€ miesięcznie + rachunki. Można też znaleźć coś tańszego, ale za mniej niż 150€ warunki bywają kiepskie.

3)  Pogoda jesienią: Gdy na Cyprze temperatura spada w okolice 20-23 stopni, a w nocy nawet poniżej 15 - wiedz, że coś się dzieje. Naprawdę czuć to, że jest wówczas zimno, trzeba się po prostu ubierać. W Polsce te skoki temperatur też są wyczuwalne, ale nie tak, jak na Wyspie Afrodyty. Obecnie oczywiście na nowo jest gorąco, ponad 30 stopni, ale poprzedni weekend był właśnie tak zimny, że wielu z nas mocno się pochorowało.

4) Kierowcy. Dramat. To, że ruch na drogach jest lewostronny, to pikuś. Bo przecież w Anglii też taki jest. Ale... zachowanie kierowców na drodze to coś bliższe dziczy niż cywilizacji. Zdarzają się panowie i panie, którzy regularnie łamią przepisy, bo one de facto tutaj nie obowiązują. Widziałem parokrotnie wypisującego mandat policjanta, ale nie wiem za co.

5) Picie alkoholu na ulicach! :) Wolno, jest to zwyczajne, normalne, policjanci się uśmiechają i pozdrawiają.

6) Podsumowując, po półtora miesiąca, mogę powiedzieć jedno: polecam Cypr. Niekoniecznie nawet w roli Erasmusa, a w roli turysty, bo taką łatkę za ciągłe łażenie z aparatem w ręku mi przypisali inni studenci. Po prostu warto, dla temperatur, dla widoków, dla fajnych ludzi. Plaże nie są może tak piękne, jak dla mnie polskie są lepsze. Ale miasteczka i miasta, które do tej pory zwiedziłem (Limassol, Larnaka, Famagusta, Agia Napa, Kyrenia no i oczywiście Nikozja) warte są zobaczenia. Zwłaszcza Kyrenia!

Na celowniku jest Pafos - w najbliższą sobotę tam się wybieram, by zobaczyć zamek, port, starożytny Odeon i zachód słońca przy skale bogini miłości, Afrodyty! :)

Z ważniejszych rzeczy chyba tyle. ;) 

Zachęcam też do przeglądnięcia galerii na fanpage'u, gdzie w ciągu ostatnich kilku dni pojawiło się sporo nowych zdjęć. 

Pozdrawiam bardzo ciepło.

Pałac Arcybiskupa Makariou, Nikozja.

Jedna z uliczek w Nikozji.


Cavo Greko


Woda w Morzu Śródziemnym miewa taki właśnie kolorek, Agia Napa. :)

Sobotni chillout.


Więcej na: