Trudno mi jest się rozstać ze wspomnieniami o Erasmusie... Jest jeszcze trudniej gdy są one tak dobre, jak w przypadku drugiego z meczów na G.S.P Stadium, który miałem przyjemność zaliczyć w ostatni już wieczór swojego pobytu na Cyprze. Derby Nikozji pomiędzy APOELem a Omonią elektryzują stolicę Wyspy Afrodyty, ale... tak szczerze powiedziawszy, atmosfera przed meczem jest zdecydowanie mniej nerwowa niż na przykład przed Derbami Krakowa. Owszem, pod samym wejściem na stadion stoją kordony policyjne, wyglądające niczym zomowcy za komuny, spotkałem też małą "napinkę", kiedy kibice APOELu coś tam pokrzykiwali, ale generalnie - cisza i spokój. Nic szczególnego. Kamienie nie latały, butelek brak, wszyscy raczej grzecznie zmierzali na mecz. Gospodarzem widowiska był APOEL, zatem jego kibice mogli zająć na stadionie aż trzy z czterech trybun.
Przyznam, że przez drobne zawirowania w kasie, a konkretniej awarię systemu, przez co panowie kasjerzy i panie kasjerki nie mogli wydrukować biletów, minimalnie spóźniliśmy się na pierwszy gwizdek. Ominęło nas więc trochę pirotechniki... :( Nas, bowiem na mecz wybrałem się w cypryjsko-polskim towarzystwie :) Kiedy już jestem przy pirotechnice, trzeba wspomnieć o tym, że kibice w Nikozji, podobnie jak w Polsce są karani za odpalanie rac. Kary te są bardzo wysokie. Jeśli mnie pamięć nie myli, jest to kwota 40 tys. € lub jeden mecz bez udziału kibiców. Jak łatwo się można domyślić, fanatycy APOELu nie są z tego powodu zadowoleni. Wywiesili kilka transparentów, pośród nich o treści: "Pyro is not a crime."
Atmosfera była na meczu naprawdę gorąca.Wiele rac i petard lądowało na murawie, sędzia parokrotnie musiał przerywać spotkanie z tego powodu. W tym aspekcie Derby Nikozji na pewno były, trudno powiedzieć by bardziej niebezpieczne (ja do piro nie mam zastrzeżeń), ale na pewno bardziej zakłócone niż ostatnich kilka Świętych Wojen w Krakowie, gdzie sędziowie od wielu lat meczów nie musieli przerywać. Fakt, jest wiele, wiele wyzwisk, pojawia się pirotechnika, czy drobne zamieszki jak w kwietniu 2012, kiedy Wisła zwyciężając derby wyrzuciła Cracovię z Ekstraklasy, ale mimo to nie dzieje się nic strasznego.
Jeżeli chodzi o zachowanie kibiców Omonii, pierwsza rzecz na którą zwróciłem uwagę, oprócz tego, że są ubrani na zielono (no a jak niby mieli być ubrani skoro barwy klubu są "zielone"? - mógłby ktoś zapytać. Ano choćby dlatego, że barwy APOELu są niebiesko-żółte, a kibice ubierają się na pomarańczowo - jest z tym związana pewna legenda, o której dalej. ;)) to fakt, że rozwieszają komunistyczne symbole. Pojawiły się chociażby: wizerunek Che Guevary czy sierpy i młoty. Jak wspomniał mi mój "mentor" Bartek, który na Cyprze był rok temu (kalendarzowo to już nawet dwa), na meczach Omonii można się tego spodziewać, bo reprezentują poglądy skrajnie lewicowe. Są w głównej mierze potomkami Turków i emigrantów, utożsamiają się z ANTIFĄ, no i wykazują nieco większą tolerancję - co zrozumiałe - dla szeroko rozumianych "obcych".
Fani APOELu zasiadają na południowej trybunie, a jego fanami są rdzenni Greccy Cypryjczycy, nacjonaliści o prawicowych poglądach, toteż jako "obcy" mogłem mieć przesrane. Co do tej legendy, o której wspomniałem - przydomek "Pomarańczowi" towarzyszy im od lat 90. XX wieku, kiedy grupa kibiców pojechała do Aten na mecz kwalifikacji do Ligi Mistrzów przeciwko AEKowi. Kibice AEK nosili ten sam (żółty) kolor barw, więc fani APOELu postanowili założyć czarne kurtki, a później je odwrócili i pod nimi krył się kolor pomarańczowy. Nowa tradycja "przyjęła się" i od tego momentu stali się "The Oranges".
Prawdę pisząc, nie do końca pamiętam jaki był przebieg meczu. Znaczy pamiętam, że APOEL wygrał 2:0, generalnie miażdżąc Omonię, która nie miała wiele do powiedzenia. Jak to w przypadku piłki cypryjskiej - sporo było chaosu na boisku, ale mimo wszystko nadal jestem pod ogromnym wrażeniem wybiegania i umiejętności technicznych zawodników obu drużyn. ;)
Doping - jak to na derbach. Był świetny z obu stron. Trochę ironicznych zagrywek. W drugiej połowie przenieśliśmy się bliżej kibiców Omonii, do tego stopnia, że byliśmy na "pierwszej linii strzału" zaraz po policji. ;) Sporo prowokacyjnych gestów, jeden chyba przećpany gość, który cały czas coś tam wymachiwał (ciągle w ten sam sposób), wzbudzał zainteresowanie okolicznych osób.
Generalnie - jestem bardzo zadowolony z tego, że się tam znalazłem. Znów wpadło sporo niezłych zdjęć, mam nadzieję że uda się je wykorzystać w magisterce. ;)
Przewiduję tu jeszcze może ze dwa-trzy posty, ze zdjęciami z Pafos, Limassol i Larnaki. :)